Jak zapowiadał się piękny dzień to rzucaliśmy sobotnie sprzątanie i zakupy. Pakowaliśmy się naprędce i jechaliśmy na wycieczkę rowerową albo na cały dzień nad jezioro. Nawet grilla tam robiliśmy! Żeby tylko nie musieć wracać do domu. Mama zawsze na szybko robiła młodą kapustkę do termosu. Boże ta kapustka nad jeziorkiem to był smak.
I pamiętam jak kiedyś pojechaliśmy hen hen do Gniezna na rowerach. Daliśmy sobie w kość, że hej. Najbardziej bolały pupy od siodełek. Ale wyjazd wspominany do dzisiaj, przy wspólnym stole.
A zimą znowuż sanki i kulig. Zawsze jak tylko były ku temu warunki. Nie traciliśmy żadnego dnia. I jak pies nam w lesie wtedy pobiegł za sarnami. Uciekł gnojek jeden. Czekaliśmy tam na niego z godzinę co najmniej. Ale wrócił. Umorusany i zmachany, ale wrócił.
I to mama pokazała mi, że życie składa się z tych momentów. Kiedy łapiemy je za rąbek chustki i nie puszczamy. Nie potrafię już obojętnie spojrzeć na poranek, zawsze do głowy jakiś pomysł wpadnie. A żeby coś nowego przeżyć lub coś co dobrze znamy, ale takich chwil nigdy za wiele. I nie musi to być coś nadzwyczajnego byleby razem. Byleby nie przejść obok siebie i nawet się nie zauważyć.
I że po prostu rzuca się wszystko, gdy telefon dzwoni i ktoś potrzebę ma. A to pogadać chce, a to samochód się zepsuł, a to siły brak na wszystko i dobra dusza potrzebna jest.
I jak ktos u mnie w gościach czy na zwykłych pogaduchach to nie łażę i nie wymieniam talerzyków co chwilę. Tylko siedzę i słucham i gadam. I dopiero jak stół już więcej naczyń i jedzenia nie pomieści to razem sprzątamy i do zmywarki zrzucamy. Ale to co się nagadamy to nasze.
I tak mi żal za każdym razem, gdy jestem u kogoś a ta “pani domu” nachodzi się, naszykuje, pomóc sobie nie da, bo przecież gości do kuchni wpuszczać nie wypada. I gotuje i nosi i szykuje. I na chwilę nie usiądzie nawet. Potem naprędce je, bo przecież trzeba szybko posprzątać i deser podać. I tak przez cała wizytę. I łapię za rękaw. Usiądź, pogadaj z nami, pośmiej się, zaraz pojedziemy, naczynia ci nie uciekną. Czasem siada. Z reguły jednak nie, bo przecież po obiedzie trzeba pozmywać. Naczynia czekać nie mogą.
I tych rodziców mi żal najbardziej, którzy ciągle myślą, że jak powiedzą “poczekaj” to to dziecko poczeka, świat poczeka. Bo oni teraz robią coś innego. Ważniejszego może…. a może nie? Dziecko nie poczeka, przyjaciel nie poczeka, matka nie poczeka. Nie da się naszych uczuć zamrozić, włączyć pauzy. Pomimo naszego “poczekaj”, ten moment przeminie, ktoś kto na nas liczył poradzi sobie sam, znajdzie kogoś innego, oddali się od nas. A pranie poczeka właśnie, naczynia brudne na blacie też sobie spokojnie poczekają. Nawet podłoga poleży sobie bez żalu czekając na swoją kolej na odkurzenie.
Następnym razem to my możemy usłyszeć “poczekaj”, bo teraz mam coś ważniejszego na głowie. I zostaniemy w tych czterech ścianach pocieszając się, że chociaż idealnie czystych….