Budzik zadzwonił znowu za wcześnie. Ciemna noc jeszcze więc nie wiadomo czy wstawać czy przymknąć oko na chwilę. Za oknem brak śniegu, deszcz tylko smutno uderza o szybę. Wszyscy jeszcze śpią a ty jako pierwsza rozpoczynasz kolejny-taki sam dzień. Ogarniasz siebie, dzieci, męża dobudzasz. Biegiem. Wszystko biegiem. Każda czynność ma swój czas. Rozłkad poranka znany na pamięć, a i tak biegiem jedziesz do pracy. Ciągle jeszcze ciemno, więc zadajesz sobie pytanie czy aby na pewno dobrze robisz? W pracy dzień mija Ci niepostrzeżenie. Roboty huk. Wszystko na wczoraj. Przesuwasz suwak w kalendarzu o kolejny dzień. Kiedy minął ten miesiąc? Kiedy? Przecież przed chwilą było lato….. nie masz czasu pomyśleć bo oto czas pędzić po dzieci do przedszkola. Zakupy. Zatankować. Kupić węgiel. Spacer z psami. Obiad. Prztulaski. Zabawa. Czytanie książek. Bajki w tv. Zimna herbata wypita w międzyczasie. Kąpiel. Tulenie do snu. Cisza…. chwila ciszy gdy odpływają w ramiona Morfeusza. Siedzisz jeszcze i napawasz się tą chwilą spokoju zanim ruszysz do walki o względnie schludny dom, miejsce przejścia z salonu do kuchni. Pralka. Suszarka. Zmywarka. Żelazko. Padasz do łóżka. Minął kolejny dzień.
I jak ja jestem wdzięczna losowi za te dni. Przewidywalne. Rutynowe. Bezpieczne. Że oni są w tym przedszkolu. Że są zdrowi. Że odbieram ich o przyzwoitej godzinie i mamy jeszcze czas dla siebie. Że nie walczę o każdy dzień. Moim zmartwieniem jest przepis na pełnowartościowy obiad w 15 minut a nie brak pieniędzy na pasztet do bułki. Że mam co sprzątać i prać. I nie. Nie było to proste cieszyć się szarym, spokojnym dniem. Bo my ciągle za czymś pędzimy. Do czegoś dążymy. Żałujemy, że coś nas omija. Że inni mają lepiej. Żyją bardziej.
Kocham moje zwykłe dni. Mój kierat. Drugą kawę o poranku. Skrzynkę pełną maili. Dzwonek domofonu w przedszkolu i słowa Misia do domu mama przyszła! Te setki rysunków, tachtane codziennie do samochodu i tak potem zostawiane. I jeszcze cześć mamo gdzie byłaś? ja byłem w przedszkolu wiesz? To wołanie na obiad. Te futra, które się cieszą że pani wróciła. Nagłą zmianę planów z ziemniaków na makaron, bo przecież ziemniaki skończyły się przedwczoraj…
Wolę MIEĆ to wszystko w pakiecie z szarym dniem.
Na zdjęciach hurtowo produkty, które pojechał pod choinki na święta.
Ja też wolę to moje zwykłe, ale szczęśliwe życie i nie zamieniłabym go na żadne inne 🙂