Wywołana niejako do tablicy przez zacne grono zaczęłam intensywnie myśleć nad tym, jak to jest że mi się udaje nie zamartwiać na zapas, przeważnie widzieć wszystko na pozytywnie, nawet w sytuacjach kryzysowych pisać na końcu maila uśmieszek i ten uśmieszek mieć zawsze z tyłu głowy. Jak mieć go w sobie cały czas? Jak się na niego natykać codziennie rano w łazience?
I myślę o tym intensywnie przez ten cały czas. Jak to się u mnie dzieje?
Bo to jest taka codzienna praca nad tym, aby uśmieszek był.
Nie jestem z tytanu. Mam chwile słabości, bezsilności i rozpaczy. Padam na twarz. Nie ogarniam. Zawodzę się na ludziach.
Jednak pomimo tej całej karuzeli trzymam pion. W sumie faktycznie tak jest…..
Czy dusisz wszystko w sobie? Wkurzasz się na dzieci, męża, przyjaciółkę, ale nikomu nic nie powiesz, oczekujesz że zmienią się sami, że się domyślą. Albo inaczej, masz problem, ale nikomu nic nie mówisz, analizujesz go sama, obmyślasz, gryziesz się, szukasz rozwiązań na własną rękę. Na zewnątrz uśmiech przez łzy, a wewnątrz już tylko łzy?
A powiedz im wreszcie. Że bałagan robią podczas, gdy ty gryziesz podłogę, aby żyć w cywilizowanych warunkach i prosisz o szacunek skoro tak cię kochają. Że masz kłopoty w pracy i potrzebujesz przegadania tematu. Że chciałabyś musieć czasem ładnie się ubrać i wyjść na randkę. Że potrzebujesz shopingu i babskiego wieczoru i wina. Że nie wiesz jak zorganizować przyszły tydzień bo wypadło parę niespodziewajek, które zburzyły wasz plan działań i trzeba coś razem ustalić.
Po prostu mów czego oczekujesz. Nie milcz. To frustruje i daje ci poczucie, że jesteś sama i na nikogo nie możesz liczyć. A przecież tak wiele osób wokół ciebie, które Ci pomogą…. dostrzeż ich. Daj sobie pomóc.
A z tytanu jesteś prawda? Wszystko zrobisz sama. Zakupy. Gotowanie. Sprzątanie. Dzieci ogarniesz. Obiad i męża też. I jesteś niezawodna, najlepsza, niezastąpiona. Na pewno tak jest. Ale czy czasem nie chciałabyś, aby to ktoś inny zrobił parę rzeczy podczas, gdy ty pomalujesz spokojnie pazury zjechane na asfalcie podczas walki?
A ile razy powiedziałaś nie daję rady, przerasta mnie wszystko, pomóż mi bo padam. Ile razy poprosiłaś o pomoc? Tak zwyczajnie, normalnie, bez kłótni, wylewania żalów, że nikt Cię nie kocha i się o Ciebie nie troszczy?
A co robisz z porażkami? Nie żartuj, każda z nas czasem popełni błąd, coś zawali, czegoś nie ogarnie. Potrafisz przyznać się, że coś ci nie wyszło,a jak trzeba to przeprosić? Kiedy ostatni raz powiedziałaś kurczę przepraszam zawaliłam, zapomniałam, mój błąd. I powiedz to głośno nie tylko do siebie, do drugiego człowieka. Niech on usłyszy. Wyrzuć to z myśli i miej spokój. Nie duś w sobie, nie analizuj porażki, nie rozpamiętuj, nie trać na to energii. Tak po prostu.
A ludzie którzy doprowadzają cię do szału, ale tak naprawdę nie jesteś na nich skazana na co dzień, jak już się spotkanie raz na kiedy to od razu cię wszystko irytuje, przeżywasz to potem bez końca i analizujesz co mogłabyś powiedzieć żeby w pięty poszło. Ta osoba nie ma realnego wpływu na twoje życie prawda? To odpuść. Zostaw. Nie wchodź w polemikę. Nie rozmyślaj. Będziesz miec wolniejszy umysl. Serio.
A siadasz czasem? Przerywasz walkę i podziwiasz co już wygrałaś? Twoje życie. To co sobie codziennie tak misternie organizujesz. Deceniasz to? Że jesteś zdrowa. Że masz dach nad głową. Że masz co jesc. Że możesz kupić dzieciom ciepłe buty. Banał? No coś ty. Czy NAPRAWDĘ to doceniasz? Potrafisz jeszcze tym się cieszyć? Tak? To czerp z tego energię!