Chwilę mnie nie było, ale już jestem 🙂 Dużo się dzieje przed tymi Świętami. Pełno zamówień więc wieczory pozajmowanie totalnie. I tak nam się przyfarciła ta niedziela, w tym całym pędzie i jarmarku, że hej. Aż warto o niej pamiętać i częściej stosować… Zatrzymać wspomnienie.
Taka niedziela całkowitego lenistwa. Zwolnienia. Najpierw otwieranie prezentów od Mikołaja.
Mamo, mamo!!! Mikołaj był! No był w nocy!!! Patrz co przyniósł!!! Woow!!!!
Trochę nam się przedłużyła zabawa poranna tym wszystkim. Śniadanie spóźnione ale co tam, po wolutku dzisiaj. Nawet człowiek sobie nie zdaje sprawy z tego, że wszyscy potrzebowaliśmy tego spokojnego, leniwego czasu dla siebie.
I znowu przeczytaliśmy wszystkie bajki z serii Mały chłopiec i całą Martynkę. Pobawiliśmy się w Potrafię gotować i upiekliśmy niezdarne ciasteczka. W ogóle nie przejmowałam się tym bałaganem. I potem leżeliśmy przed telewizorem i zerkaliśmy na bajki.
O rany jak ja mogłam leniwie na kanapie bajki oglądać? Gdzie tu walory edukacyjne, gdzie zajęcie czasu dzieciom czymś pożytecznym, gdzie troska o ich harmonijny rozwój? I wyrzucam z głowy te wszystkie nauki o szkodliwości lenistwa 🙂 Było nam wszystkim potrzebne zwolnienie. To poprzytulanie się, posiedzenie na kolanach, bycie tylko dla siebie tu i teraz, bez słów poczekaj, za chwilę, już sekundka. Jedynym naszym szaleństwem był spacer z psami 🙂
I wzruszyła mnie ostatnio reklama Ikei (czy mnie już nawet reklamy wzruszać muszą, toż to uciążliwe już zaczyna być), w której dzieci pisały list do Świętego Mikołaja i potem list do rodziców. W liście do rodziców prosiły jedynie albo i aż o CZAS DLA NICH. Najlepsze pytanie zadane było jednak na koniec. Który z tych listów dziecko by wysłało, jakby mogło wysłać tylko jeden list. W 100% wybór padł na list do rodziców. I tak sobie myślę, że w tym momencie ten cały wyścig rodzicielski, kto ile zajęć poza lekcyjnych ma, ile sportów nie uprawia czy jak często wyjeżdża do teatru, bierze w łeb. Bo co z tego, że tyle tego mam skoro mamy i taty nie ma przy mnie. Skoro nie mam się z kim podzielić tą radością i tym sukcesem.
Znam wiele mam, które z pasją w oczach stają na rzęsach i wymyślają coraz to nowe formy aktywności dla swoich dzieci. Same się prześcigamy ile to książek nasze dziecko nie przeczytało, że już liczyć potrafi, że pięknie tańczy, że kopie piłę, że wygrało bieg. Nie broń boże, my nie oglądamy telewizji, nie nudzimy się, nie spędzamy czas na nic nie robieniu.
A może czasem warto? Może warto po prostu odpuścić. Spróbować nie konkurować. Nie zdobywać Mount Everest, ale wyciągnąć nogi na łące w Bieszczadach? Prasowanie poczeka, obiad można zamówić i łapać chwilę, trzymać je i cieszyć się wspólnym byciem. Nie trzeba przecież jechać do super-hiper hotelu spa, aby BYĆ ze sobą.
U mnie się sprawdza. Widzę to po ich minach. Po oczach. Po spokoju. Ja będę stosować na pewno częściej. Polecam.
ps. Dochodzą mnie słuchy, że parę osób czyta regularnie mojego bloga. Dziękuję Wam kochani za miłe słowa, które piszecie i że tu zaglądacie. Na razie tylko w wiadomościach prywatnych rozmawiamy, ale może z czasem nabierzecie odwagi na komentarze 🙂
Dzisiaj na zdjęciach kufer vintage, własnie wyjechał do swojego nowego domu 🙂