No i czym tu się chwalić? Ot zwyczajne życie wiodę. Blogerka ze mnie nieszablonowa.
No bo tak. Wyszło wreszcie słońce, jest sobota, od dwóch tygodni pierwszy raz jesteśmy wszyscy zdrowi. No to lecimy na spacer. Poubierani zupełnie nie po blogersku. Stare spodnie, śniegowce, ciepłe czapy, niekoniecznie z najnowszych kolekcji. Fryz mam wczorajszy więc się na żadne zdjęcie nie nadaje. Tereny też nie są typowo instagramowe. Lasy i szare o tej porze roku pola. Trochę śniegu, trochę błota. Pełno radochy, śmiechu, energii, miłości, beztroski. I o zdjęciach oczywiście zapomniałam. Telefon gdzieś na dnie kieszeni tkwił. Wróciliśmy wymęczeni solidnie, a tu obiadu nie ma… no nikt nie ugotował…
I znowu zupełnie nieblogersko usadziłam starszych przed bajkami, żeby nie obudzili najmłodszego, a ja na szybciocha obiad ważyłam. Grochówka i puplety… kurczę uwielbiają to, ale to takie niefotogeniczne. No trudno. Zdjęcia jedzenia znowu nie będzie. Instagram zieje pustką.
Dlatego wybaczcie proszę, że ciągle tylko te kuferki, szkatułki, mebelki i takie tam królują wszędzie. Ja po prostu nie mam, jak robić zdjęć tego mojego zwyczajnego życia. I zresztą po co mam robić zdjęcie pomidorowej, jak pewnie na wielu stołach ta pomidorowa dzisiaj serwowana.
I najzwyczajniej w świecie nie zamieniłabym jednak tej mojej zwyczajności. Tych stert ciuchów codziennie do sortowania, to brudne, to czyste, to do prasowania, a to zebrać bo rozrzucone a brudne jeszcze nie jest. Tej rutyny popołudniowej z reguły, kiedy to lekcje, zabawa, tulenie, czasem wspólne oglądanie telwizji. Tego kąpania i usypiania. I gaszenia świateł w każdym pokoju. I nakrywania rozkopanych nóg. I codziennego telefonu od Niego, co słychać i co dziś na obiad. I Pracowni też już bym nie zamieniła, bo mi pusto strasznie bez niej by było.
Tak czasem jednak pytanie rzucam, czego szukamy w iluzji, jaką tworzą nam inni. W tych opowieściach i wyimaginowanych sukcesach. W tych przechwałkach i pomijaniu zwyczajności. Dlaczego słuchamy tego z zapartym tchem, wracamy do siebie i żałujemy, że my tak nie mamy, tyle nie mamy. Że na obiad znowu rosół a nie coś wyszukanego. Zresztą dlaczego w ogóle jemy w domu zamiast na mieście?