Co mnie mile zaskakuje dostaję od Was coraz więcej wiadomości dotyczących tego, jak rzuciłam korpo i o tym, jak to „życie po korpo” się potem układa. Nie czuję się bynajmniej ekspertem w tej sprawie, ponieważ korpo rzucałam tylko raz, więc to tylko jedno, moje doświadczenie życiowe ale jak najbardziej mogę się podzielić moimi odczuciami w tym temacie.
Bo to nie jest tak, że korporacja sama w sobie jest zła. Przecież pracuje w nich wiele osób na całym świecie i dobrze, tu nie chodzi o to aby generalizować. Tu chodzi o to czy korpo jest dobre właśnie dla mnie, czy ja naprawdę tu się spełniam? Pnę się po szczeblach kariery, zbieram niesamowite doświadczenia, pracuję w prestiżowym środowisku, do pracy przychodzę pięknie ubrana i perfekcyjnie umalowana, na błyszczących płytkach stukają moje nowe szpileczki od Manolo Blahnika, zarabiam ekstra pieniądze, jeżdżę na super wycieczki. Żyję bez zmartwień co mam do garnka włożyć, bo chociaż zestaw od Philipiaka stoi i pięknie się błyszczy to i tak co dzień jem na mieście, bo kto by tam przy garach miał czas stać. I ok, jeśli mi to pasuje to niech tak będzie, czemu to zmieniać, nie będę się zmuszać.
Ale co jeśli mi to już nie pasuje? Co jeśli zamiast oszałamiającej kariery chciałabym usiąść na dywanie i spokojnie ułożyć puzzle z dzieckiem? Jeśli najważniejsze dla mnie jest popołudnie w gronie rodzinnym z beztroskim uśmiechem i głową wolną, którą nie zaprząta praca? Od ekskluzywnych wnętrz w pracy wolę ekskluzywne relacje z ludźmi, bliskie znajomości, uśmiech, spokój, życzliwość, pomocną dłoń. Zimne płytki zamieniam na ciepłą wykładzinę, a szpilki na baleriny (w końcu trzeba dbać o żylaki). Zarabiam mniejsze pieniądze, ale na wycieczki też jeżdżę i są jeszcze bardziej ekskluzywne ponieważ mam z kim dzielić wrażenia, krajobrazy, jedzenie, zabawy w piasku, kąpiel i dziką radość jaką daje jedynie uśmiech dziecka. Tak, takie życie właśnie mi pasuje i nie zamieniłabym go na żadne inne. Decyzja, jaką podjęłam była dla mnie najlepszą.
Poszłam jednak na skróty i nie od razu znalazłam pasję decu, znalazłam po prostu inną pracę. Nie korpo, bliżej domu, z rodzinną atmosferą, ze zrozumieniem, bez mobbingu. Po korpo nie wierzysz, że w ogóle tak może być. Że jak wyjdziesz punktualnie to szef Cię nie wciągnie na czerwoną listę. Że ludzie ci są pomocni, a nie wietrzą wszędzie twoje potknięcia, To duży komfort pracy, to niesamowita ulga.
Jednak nie zawsze jest kolorowo, mniejsza firma to niższa pensja, to niższy standard życia, to zawsze coś za coś. Sama musisz sobie odpowiedzieć na pytanie czy to zniesiesz czy akurat dla Ciebie skórka jest warta wyprawki? Między innymi to nas pchnęło do myśli o WoodPassion. Mamy zdrowe ręce, mądre głowy, pomysły, umiejętności, chęci – dlaczego nie?
Potem poszło już z górki 🙂 Dłuższy rozbieg i wreszcie weszliśmy na odpowiednie tory 🙂 Pracujemy teraz dużo, nawet bardzo dużo. Ale w innych realiach, innym komforcie w innej kondycji psychicznej.
Nie zawsze jest kolorowo, ale zawsze mamy wybór na czym się skupić, co jest w danym momencie najważniejsze. Wszystko wreszcie jest na swoim miejscu.
Więc jeśli i Ty czujesz, że korpo to nie to, nie spalaj się dłużej, nie zadręczaj. Pytasz czy da się wyżyć? No da się 🙂 Samo nic nie przyjdzie, ale my ludzie po korpo nauczeni jesteśmy przecież ciężkiej pracy 🙂 To zaskakujące jak wiele z doświadczenia w korporacji wykorzystuję na co dzień, niesamowite. Ta energia, to zorganizowanie, ten fighting, a że walczę o swoje szczęście to zaangażowanie jest ogromne.