To niedowiary, jak ten wiatr potrafi wiać, jak deszcz mocno padać. Jak dachy zwiewa i drzewa łamie. Jak raz przychodzi znienacka, a czasem wiesz wcześniej, że coś się kroi. Czasem uda Ci się przygotować na wichurę. Pochowasz wiadra, krzesła, pozamykasz okna. Świece uszykujesz i zapałki, żeby brak prądu Cię nie zaskoczył. A czasem i to się nie uda. Nawet telefon pozostanie prawie rozładowany i woda do garnka na zaś nie nalana.
Raz wyjdziesz z domu zupełnie nieprzygotowana i nagły poryw zwieje Ci kapelusz z głowy, albo apaszkę porwie. A są też dni kiedy wieje ostro, prosto w nieosłonięte uszy, a Ty ledwo trzymasz ten kaptur żeby choć odrobinę te uszy osłonić. I będą też dni, kiedy wiesz że wieje, że lepiej byłoby zostać w domu, a wyjść musisz i stawić czoła owinięta szalem z czapką na głowie. Czasem zamyślona idziesz pod wiatr i nie zauważysz nawet, że włosy splątane niemiłosiernie, bo Ty myślami już w domu jesteś, ciepłe kakao pijesz i słuchasz bicia ukochanych serc.
A mogą być też i takie dni, że dach zwieje i połowę domu zniszczy, że nie będzie jak tego wszystkiego odbudować. Że uklękniesz zrozpaczona ze strachem w sercu i pytaniem „co teraz?”
Czasem powieje i dłuższy czas, czasem tak, że nadzieja na koniec prawie się skończy.
Ale Kochana zapewniam Cię, że wiać przestanie. I wyjdziesz wtedy skoro świt i spojrzysz na to niebo, jeszcze chwilę temu zasnute chmurami. To niebo będzie błękitne, a słońce zacznie osuszać zmoczoną ziemię. Spojrzysz wtedy na to wszystko ze zdziwieniem. Jak tak można, że po tym wszystkim, jakby nigdy nic wyszło słońce. I uśmiechniesz się. I naprawisz wszystko. Pozbierasz rozrzucone rzeczy. Wyrzucisz i zbudujesz nowe.
Pamiętaj tylko teraz, kiedy wieje, że nic nie trwa wiecznie. Ten wiatr też.